Tańcząc w ciemności
Tańczy, choć nikt już nie patrzy. Ćwiczy, choć nikt nie chce już oglądać jej występów. Sama, w pustej sali, wionącej wilgocią i stęchlizną. Nie ma już balustrady - oderwała się od zmurszałego tynku pod własnym ciężarem. Nie ma już luster, bo sama je potłukła, by nie patrzeć na to, czym się stała. A mimo to wciąż tańczy, z uśmiechem zastygłym na ustach jak cement. Nie potrafi się nie uśmiechać, choć oczy łkają. A jednak unosi dumnie głowę, a jednak składa ciało do kolejnej figury. Przedstawienie musi trwać. Kiedyś była primabaleriną. Kiedyś ją wielbiono i podziwiano, znoszono jej kwiaty, pisano na jej cześć poematy. Była kochana. Kiedyś... Nie wie, co się stało, że "kiedyś" stało się "kiedyś". W którym momencie straciła to wszystko. W którym momencie i dlaczego znalazła się tutaj. W ciemności. Tę laleczkę odratowałam kiedyś z ciuchlandu. Oporządziłam, odszczurzyłam, jak umiałam najlepiej, choć mam w tym zerowe doświadczenie, więc efekty są, hm... jakie są. Włosy...