Dziś odrobinę z innej beczki 😀. Przy każdej okazji wspominam o mojej słabości do kotów, ale nie miałam do tej pory okazji przedstawić moich własnych dwóch ukochanych bestii. A ponieważ choróbsko uwięziło mnie w domu i plany śnieżnej sesji lalkowej musiały odejść (oby chwilowo) w niepamięć, uznałam, że to dobry moment, by przedstawić moje dwa kocury: Vincent - bestia czarna jak smoła, niemal już trzynastoletnia. Mieszka wyłącznie w domu, jest rozpuszczony jak dziadowski bicz, rozstawia wszystkich po kątach i jest przekonany (niebezpodstawnie), że to on tu rządzi. Niesłychanie trudno zrobić mu dobre zdjęcie, bo gdy widzi obiektyw, momentalnie zaczyna sobie myć podogonie. Stąd większość ujęć jest cyknięta telefonem, na który nie jest jeszcze tak bardzo wyczulony 😉. Viktorek - rudobiała przylepka, która przybłąkała się do naszego ogródka wraz z wiosną i już z nami została. Nie wiem, ile ma lat, ale jest jeszcze dość młody, wątpię, by miał wiele więcej niż rok. Oswajam go stopniowo i...